Nie jestem specjalnym entuzjastą odznak i zbierania punktów, ale na pewno lubię wyzwania.
I właśnie dlatego wybrałem się na przejście całych Pienin od przełęczy Rozdziela po rzekę Białkę w Krempachach. Wyruszyłem i to już o świcie.
W regulaminie odznaki Diament Pienin, której pomysłodawcą jest PTTK Szczawnica przeczytamy:
„Zdajemy sobie sprawę z ewentualnych trudności w zdobyciu tej odznaki. Pokonanie tej odległości w jednym dniu dla wielu z nas jest nie lada wyzwaniem. I właśnie dla tych, którzy takie wyzwania lubią ta odznaka została przeznaczona. Jeśli ktoś nie da rady za pierwszym razem, to może się uda ponownie, aż do zwycięstwa.”
To był maj, środek długiego weekendu. Ja z moją towarzyszką Jadwigą o godzinie 4:00 zameldowałem się na starcie w Jaworkach – Biała Woda. Ruszyliśmy żółtym szlakiem na przełęcz Rozdziela. Właśnie na niej zaczyna się właściwa trasa do odznaki, tak więc łapiąc szlak niebieski o 4:32 kierowaliśmy się na Wysoką. Chciałem dotrzeć tam w godzinach wschodzącego słońca, ale dotarliśmy nieznacznie po. Oczywiście widoki cudowne i gdybym był poetą to bym Wam je opisał, ale nie jestem.
Więc ruszamy dalej w kierunku Szczawnicy, mijając Durbaszkę, Wysoki Wierch i Palenicę. Jesteśmy w schronisku Orlica niestety za wcześnie, czas na śniadanie, ale bufet czynny dopiero od 8.00. Doczekaliśmy się otwarcia, zjedliśmy i ruszyliśmy dalej, po dość długiej i wymuszonej czekaniem przerwie. Przeprawa przez Dunajec była sprawna i bez kolejek, to moim zdaniem zasługa wczesnej godziny.
Czas na Pieniny Właściwe, w nogach już mieliśmy około 17.5 km. Wiedziałem, że ten odcinek trasy będzie najbardziej wymagający, duża liczba podejść oraz słońce coraz bardziej górujące da o sobie znać. Nie myliłem się, z całej trasy ten odcinek wymagał dużo energii. Ale nie zabrakło sił i z dobrym humorem przeszliśmy przez Sokolicę i Trzy Korony aż do Czorsztyna. Nie zapomnę, ludzi którzy tego dnia wychodzili w Pieniny Właściwe i patrzyli na nas jak na “amatorów” bez przygotowania kondycyjnego.
Jesteśmy nad jeziorem Czorsztyńskim, chwilę wcześniej zjedliśmy obiad i postraszył nas deszcz. Teraz czas na rejs, musimy dostać się do Niedzicy, aby kontynuować trasę przez Pieniny Spiskie. Ten fragment Pienin jest najmniej uczęszczany, nawet turyści, których mijaliśmy, żartobliwe komentowali: “ooo ludzie, żywi ludzie idą”. Teraz od Niedzicy przez Tabor do Żaru nogi same szły, czuły bliskość celu. Co prawda droga się dłużyła i za każdym zakrętem wyczekiwaliśmy Żaru. Nie tego, który tego dnia lał się z nieba. Nareszcie Żar, ostatni szczyt na naszej trasie, teraz jeszcze około 9 km i jest most na rzece Białka w Krempachach. Dotarliśmy tam o godzinie 17:50, po przejściu około 53,5 kilometra.
Satysfakcja niesamowita, a nogi, pomimo zmęczenia, szły by dalej i dalej…. Była radość, ale też lekka pustka związana z tym, że coś się skończyło. Nic nie może przecież wiecznie trwać, dlatego po tej przygodzie mam nadzieję przyjdzie czas na następną. Kto wie, może ktoś postawi podobne wyzwanie jakie postawiło PTTK Szczawnica tworząc odznakę Diament Pienin.
My polecamy każdemu, kto lubi takie wyzwania – dłuuuugie, wielokilometrowe trasy. Należy dodać, że aby zdobyć tę odznakę, to te 53 km trzeba zrobić za jednym zamachem.
Przewodnik Beskidzki – Albert Kowalik
Profil autora na Facebooku, Strona przewodnika – www.pobeskidach.pl