Dzwonkówka
Jak co roku w ostatnią niedzielę października Koło Grodzkie świętuje imieniny swojego Prezesa jednocześnie przemierzając górskie trasy Beskidów. Tegoroczne obchody są pod pewnymi względami szczególne bo pogoda nie rozpieszcza już od samego rana, a w autokarze stawia się raptem tylko piętnastu uczestników, czyli opierając się na liście obecności około dwadzieścia osób nie dotarło, czego jak to się przysłowiowo mówi nie pamiętają nawet najstarsi górale. Natomiast wspomniana „piętnastka” w strugach ulewnego momentami deszczu stawia sobie za cel zdobycie Dzwonkówki (983m) ale w zmodyfikowanej skróconej wersji, odmiennej od pierwotnej. Start następuje w Szczawnicy-Sewerynówce niedaleko Czardy i dalej bitą drogą przed siebie w kierunku przełęczy Przysłop. Okazuje się to trafionym pomysłem bo są tacy, którzy nie wędrowali jeszcze tą drogą w kierunku Dzwonkówki. Przed przełęczą Opatrzność okazała niestrudzonym łaskę i wychodzi słońce co należy zaraz wykorzystać i przesuszyć mokrą odzież a jednocześnie „bezprawnie” przejmujemy prywatną przydomową wiatę, by na chwilę przysiąść i odpocząć. Dalsze wydarzenia tego dnia przybierają najróżniejsze formy również pogodowe, bo jest i deszcz ze śniegiem i sam śnieg i mgły i mokre buty ale na pewno nie brakuje pogody ducha. Po kilkugodzinnym marszu docieramy do schroniska pod Bereśnikiem, przy którym Pan Prezes oraz inni kompetentni w sprawach kulinarnych (Marysia) przyrządzają dla naszej okrojonej grupy ucztę (palce lizać) składającą się z kaszanki z chlebem. Kto chce to siedzi w schronisku, ktoś inny stara się „zrobić” panoramę raz pojawiających się a raz znikających za mgłami Małych Pienin, jeszcze inny znowu grzeje się przy ognisku. Ale trzeba przyznać, że przebywanie w takiej kameralnej grupce upajając się doznaniami smakowymi jest też pełne uroku. Do Szczawnicy z Bereśnika zmierzamy nie żółtym szlakiem, a droga dojazdową. Na Placu Dietla same cisną się na usta słowa, o których pisał kiedyś w odniesieniu do innego miejsca Adam Ziemianin „…cicho w uzdrowisku o tej porze roku”. Bo plac wyludniony i skąpany w deszczu, słowem „po sezonie”. Czy któryś z uczestników owej wycieczki żałuje tego wyjazdu? Odpowiedź brzmi oczywiście: nie! Bo żadne niepogody nie są straszne wytrwałym turystom z Koła Grodzkiego a lepiej wyrwać się gdzieś nawet w taki czas niż siedzieć w domu. Dlatego tekst ten dedykowany jest wszystkim tym, który wystraszyli się brzydkiej pogody w niedzielę 29 października. Warto także pogratulować koledze Mateuszowi, który mimo pewnych ograniczeń z pomocą innych (Andrzej) przeszedł całą trasę. Podsumowując śmiało można wysnuć tezę, że piękno i majestat gór przyciąga ludzi o każdej porze roku i w najróżniejszych okolicznościach pogodowych a dopełnieniem całości jest niewątpliwie towarzystwo kulturalnych ludzi. A więc do następnej wycieczki! Kolejna niedziela już za sześć dni!
Michał Kelm
- 29 października Dzwonkówka